Zakupy online – jak ćwiczenia cardio czy joga?
Jedną z małych, dla wielu osób nieznaczących, ale dla wielu z nas jednak istotnych wad zakupów dokonywanych przez Internet jest… ograniczenie ruchu!
Bo przecież, jak mawiała bohaterka „Seksu w wielkim mieście” Carrie Bradshaw „zakupy to moje cardio”, czyli intensywne ćwiczenia, tak dobre dla naszego ciała i ducha! Czy zakupy online mogą się równać z bieganiem między sklepami, między półkami, z adrenaliną podczas wyprzedaży, wyrywaniem sobie z rąk co lepszych kąsków, z bijącym przy kasie sercem, z ulgą przy wyjściu już z samego sklepu? Oj, na pewno nie. Wręcz przeciwnie – te zakupy, online rzecz jasna, są przeciwieństwem cardio, o którym mówiła Carrie Bradshaw. Takie zakupy można bardziej porównać do… jogi, no, najwyżej pilatesu, bo jakieś emocje jednak im towarzyszą, ale czymże to jest w porównaniu do dźwigania wieszaków z sukienkami czy toreb do samochodu? Emocje jak podczas gry w szachy… Wielu z nas jednak woli właśnie takie zakupy. Online oznacza dla nich spokój, a przynajmniej… brak nerwów i to też jest jakaś wartość dodana.